wtorek, 26 stycznia 2010

Pożegnanie z choinką

Nie było tak łatwo. Piątkowy wieczór upłynął na opowiadaniu Filipkowi czemu choinka musi odejść. Ostatecznie przyjął do wiadomości, że usycha z tęsknoty za rodzicami rosnącymi w lesie i musimy ją tam odprowadzić. W sobotę rano raz jeszcze musieliśmy powtórzyć scenariusz i przy pierwszej czekoladowej bombce, którą Filipek mógł wciągnąć porozumiewawczo kiwną głową: "ROZBIERAMY". Potem Konrad odprowadzał nie zieloną lecz półnagą "panienkę" a my staliśmy przy oknie i jej śpiewaliśmy.




2 komentarze:

  1. trzeba było powiedzieć mu, że choinka w wiekszosci i tak już od dłuższego czasu była martwa. moze i by sie zryczal przez chwile, ale trudno - przynajmniej by sie czegoś o zyciu nauczyl. a tak musieliscie wprowadzic w cala te i tak juz zawila swiateczna historie jeszcze jakąś półnagą lafirynde, z ktora odchodzil twoj mąż, a ty stalas w oknie z synem i jej spiewaliscie zamiast ja trzaskać. a jezeli juz nawet drzewo to dlaczego do lasu w takie zimno? no pomieszanie z poplątaniem. jeszcze mu z tego padnie na umysl i zostanie kiedys greenpisowcem albo, co gorsza, poetą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrzej, świat dziecka jest tak zawiły i inny niż nasz, że wierz mi ciężej byłoby mu wytłumaczyć czemu nie chcę żeby był greenepisowcem czy też poetą ;)Co do płaczu - hmmm jjego barometr wrażliwości doskonale obrazuje fakt, że płacze oglądając REKSIA!! :)

    OdpowiedzUsuń